Mam tę Moc! czyli o sile dziękczynienia.


 
Wakacje rozpoczęte. Słońce, beztroski, wolny czas. Na tarasie rozłożony zielony ogrodowy parasol, leżak, stolik i szklanka wody, na wypadek, gdyby chciało mi się pić przy koszeniu trawnika.  Nie, w wakacje nie leżę na hamaku!  Dla mnie to zawsze bardzo intensywny czas, nie tylko w kwestii domowo - ogrodowej.

Czasami latem tęsknię za długimi zimowymi wieczorami spędzonymi przy kominku, z szydełkiem, czy inną robótką w ręku, z książką i gorącą herbatą. Wtedy łatwiej mi wszystko nadzorować. Rodzina sama skupia się przy stole, jest czas na rozmowy, na żarty i jest czas na naukę. Zimno na zewnątrz sprawia, że lgniemy do domowego ciepła, przebywamy ze sobą bliżej. Czas reguluje nam często lodówkowy grafik i kalendarz - przypominacz.  Stały rytm jest przyjemny, powtarzalny i  przewidywalny.  Latem życie sześcioosobowej rodziny staje się chaosem... Każdy beztrosko gdzieś gna, wyfruwa z domu.  W grafiku  wpisane są tylko wakacje...

Przysiadam chwilę na tarasie, zostawiając kosiarkę. Przez chwilę myślę o tym, że lato latem, ale urlopu od życia to ja wziąć nie mogę. Moje dni to nieustanna harówka, ciężka, mozolna praca w każdej dziedzinie. I kocham takie życie! Kocham swoje obowiązki i każdy codzienny trud. Serce krzyczy od rana:"wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia!"  Uwielbiam moje życie, odkąd uświadomiłam sobie, że mogę albo nieustannie być niezadowolona z tego, że czegoś nie mam, albo być wdzięczna za to co mam. Jedno spojrzenie w dobrym kierunku zmienia wiele. Oczy skierowane w stronę Boga i wdzięczność w sercu dają niesamowitą moc! Narzekasz, czy dziękujesz?  Ja dziękuję za wszystko, nawet za to, że mam ten przeogromny trawnik, który koszę trzy godziny. Za warzywa na grządkach, które ładnie rosną i za chwasty, które rosną jeszcze piękniej. Dziękuję za moją rodzinę i za problemy duże i malutkie. Dziękuję Bogu za to, że dał mi nowy wzrok! Za to, że teraz widzę więcej, prawdziwiej, cieszę się bardziej, żyję pełniej... Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa, mimo nawału obowiązków, kłopotów i wielkiej odpowiedzialności za dużą rodzinę. Żyję bez strachu, z ogromną nadzieją. 
Kiedyś  często się  bałam, martwiłam o wszystko. Strach to oczekiwanie na coś złego! Jeszcze niedawno o tym nie wiedziałam. Dziś oczekuję dobra, miłości i radości. Ufam...
Dziś czuję całą sobą sens tego, że On  jest wszechmogący, że Bóg jest dobry!  Cóż z tego, że spotyka cię ciężka choroba, operacja, że masz kłopoty ze zrozumieniem nastoletniej, dorastającej córki, że kasy jest mało, że samochód nie taki luksusowy, jak mają sąsiedzi... Cóż z tego?  Z Nim w sercu już nie boisz się żyć, znika twoja letniość a pojawia się żar, ciepło, którego już nie chcesz zatrzymać dla siebie. Dziękuj za wszystko, a poczujesz, że nie potrzebujesz już od życia wiele, bo szczęście wypełni cię po brzegi. On da ci lekarza, sen o tym, że ślepniesz, by zrozumieć, że zbyt mało lub nie tak patrzyłaś na córkę... On może wszystko! Może nawet sprawić, że kosząc przydomowy trawnik, a potem odpoczywając na leciwym leżaku  poczujesz się jak na najlepszych wakacjach. Wierzysz w to? A może wierzysz, że szczęście da ci tropikalna wyspa, pieniądze i wakacje all inclusive? Tylko tyle? Ja mam all inclusive w sercu! Mam wszystko i jeszcze więcej... 

A co byłoby, gdybyś obudził się jutro tylko z tym, za co dzisiaj podziękowałeś?  Masz w ogóle czas na to, żeby o tym pomyśleć? Może pędzisz przed siebie beztrosko, w stronę słońca, z litanią próśb?
Ja biegnę w stronę nieba, z litanią dziękczynienia... Spokojna o jutro...



Photo by Brigitte Tohm on Unsplash




Ojcowska głębia.




Mój tata jest wędkarzem - człowiekiem z wielką pasją. Każdy, kto go zna, wie, że zaczęta z nim rozmowa, prędzej czy później, stanie się opowieścią o łowieniu ryb i jego ukochanym jeziorze w Bieszczadach. Dla jednych jest to śmieszne, dla innych nudne. Są tacy, którzy go podziwiają i tacy, którzy nie rozumieją. Ja go po prostu kocham. Nie za to, jakim jest ojcem, bo wiadomo, że wspaniałym, ale za to jego wędkarstwo, które uczy mnie  prawdziwej i żywej wiary.


Kochany Tato!

 Dziękuję Ci, że Twoje hobby jest pasją, zamiłowaniem, namiętnością, która całkowicie Cię  wypełnia i pochłania. Dziękuję za to, że jesteś wierny i wytrwały. Za to, że nie zadowalasz się małymi płotkami, lecz marzysz o wielkim i walecznym karpiu. Dziś myśląc o Tobie, uświadomiłam sobie, że chcę być w swojej wierze taka jak Ty -  w tym swoim wędkarstwie... 
Tato? Co odpowiesz, gdy spytam Cię, po co łowisz te ryby? No, bo przecież nie po to, by wyżywić rodzinę... 
Mnie pytają ostatnio po co wierzę i co mi to daje.  Odpowiadam: kocham, pragnę Miłości, Spełnienia, które koi moją olbrzymią tęsknotę... Dla niektórych to bez sensu, jak te Twoje godziny stracone nad wodą... Właśnie ci, patrząc na jezioro widzą tylko wodę.  A my? My już, kochany Tato, patrzymy inaczej. Widzimy głębię, jezioro pełne życia. Obydwoje wiemy, że łowisz po to, by dzielić się tym życiem, tymi rybami z innymi. Dziś jestem przekonana, że doskonały smak Twoich leszczy czy karpi to zasługa nie tylko czystej wody, jak mówią, ale też miłości, którą wrzucasz razem z zanętą do wody.
Niektórym wydaje się, że złowić rybę, to zarzucić wędkę i czekać... O nie, to nie takie proste, prawda, Tato? Czasami myślę, że tam, nad Soliną, możnaby zrobić rekolekcje. Mógłbyś  nauczać cierpliwości, wiary i  wytrwania. Tak wielu dziś myśli, że Pan Bóg to Złota Rybka: wystarczy złożyć ręce, wypowiedzieć życzenie i  wszystko za chwilę mieć...  A ty wiesz, że po obfity połów często idzie się w deszczu, zimnie, przez błoto - w ciężkich i niewygodnych kaloszach... uparcie i gorliwie, z nadzieją i odpowiednio dobraną metodą.  Czasami dajesz z siebie dużo, a otrzymujesz mało, prawda? Wtedy najtrudniej zarzucić wędkę po raz kolejny. A Ty się nie poddajesz... dopóki nie dojdziesz do celu. 
Wiesz Tato, że często mam Ciebie przed oczami, gdy klękam do modlitwy?  Kiedy mam serce pełne obaw, trosk i niepokoju, wtedy wyobrażam sobie, że trzeba tu, tak jak z Twoją zanętą: zmieszać wszystko i wrzucić w tą głębię, oddać  to Bogu. Im więcej oddasz, tym więcej otrzymasz, tym obfitszy jest połów. A jak ufasz całym sercem, to dostajesz z nadmiarem.  Twoje sieci wypełnione są po brzegi... Nie siadasz wtedy, Tato, w wygodnym leżaku i nie cieszysz się szczęściem.  Widziałam to nie raz. Pragniesz więcej! Czy wiesz, że zaczynam Cię rozumieć w tym wędkarskim szaleństwie? Czuję to samo, kiedy moje serce jest przepełnione Miłością. Chcę jeszcze! Chcę tego zbytku, tej nadwyżki... Rozdać tę radość każdemu! Co z tego, że patrzą już na nas jak na wariatów, Tato! Widocznie nie wiedzą, czym jest pasja i oddanie. 
Jesteś skarbem Tato! Ciebie dziś  wkładam do serca. Zabieram Cię w moją  drogę do nieba - razem z Twoimi wędkami, zanętami i całym majdanem, który niektórym tak śmierdzi. Dla mnie to zapach mojej wiary, zbudowanej na Twojej wędkarskiej karcie połowów. Dziękuję Ci za pasję, za oddane jej  serce i za to, że dzięki Tobie jestem w miejscu podobnym do Twojego brzegu nad jeziorem. W miejscu, gdzie mogę być sobą, szczęśliwa do bólu, z pełną siecią tego, co dla mnie najcenniejsze. 

Nałów mi dziś ryb, tato! Chcę poczuć smak Twojej ojcowskiej miłości...






P.S. Fajnie, tato, że masz na imię Andrzej, jak ten rybak z ewangelii :) 
 

Kajakiem przez życie.



Sobota przywitała nas słabą pogodą. Ciężkie chmury, chłód i wiatr. Do katastrofy brakowało  tylko jednej kropli deszczu.  No super! Jedziemy na weekend na kajaki... 

Do bagażnika trafiła wielka walizka pakowana z nadzieją na fantastyczny weekend. Na nią kurtki zabrane w ostatniej chwili, wrzucone ze smakiem wielkiego pogodowego zawodu. 

Podróż była bezmiarem ciszy, milczeniem ze wzrokiem utkwionym na przedniej szybie samochodu. 
Bezruch przerwany został dopiero czarem miejsca, na które dotarliśmy. Rześkie, leśne powietrze przepełnione śpiewem ptaków i szemrząca nieopodal rzeka zmieniły nastawienie. Wraz z nieśmiało poprawiającą się pogodą pojawiły się pierwsze dobre myśli. Po godzinie wyjrzało słońce, ogrzewając pochmurne myśli grupki ludzi, którzy przyjechali popłynąć kajakiem... Nie wiedzieli jeszcze, że słowo "kajak" za kilka godzin nabierze dla nich nowego znaczenia.

Wsiedli, chwycili wiosła, popłynęli z nurtem rzeki. Jedni od razu złapali równy rytm, sprawnie przemieszczając się do przodu, drudzy z trudem wypracowali wspólne tempo i kierunek. Jeszcze inni przejęli odważnie stery tych, którzy woleli obserwować rzekę w ciszy. Dorośli i dzieci, starsi i młodsi, silni i słabi, płynęli obok siebie - w swoim rytmie i stylu. Każda łódka to inna historia: miłości, przyjaźni, partnerstwa, oczekiwań - prawdziwa do bólu, bo pełna zmagań, starań i wysiłku. Historia  życia na nurcie prawdy o nas samych. 

Wsiadając do kajaka myślisz: to proste - tylko wiosłować. Po chwili wiesz już, że potrzeba znacznie więcej. Kajak pokaże ci doskonale, w jakiej jesteś kondycji, co potrafisz i jakie masz braki. Zareaguje natychmiast na każdy  najmniejszy ruch, decyzję -  nie tylko twoją, jeśli nie siedzisz w nim sam... Od ciebie zależy, czy popłyniesz gładko z nurtem, wykorzystując jego siłę, czy utkniesz na mieliźnie, nie zachowując ostrożności. Ciekawość sprawi, że czasami wpadniesz w krzaki wyrastające z wody i stracisz dużo czasu i siły, by znów  popłynąć z prądem. Bez zapału  zawsze zostaniesz  w tyle, a wiosłując pod prąd prędzej czy później poczujesz zmęczenie i ból mięśni... Wszystko w rękach sternika... albo płyniesz spokojnie w jego rytmie, albo nerwowo ochlapiesz wszystkich wokół, kończąc wywrotką w wodzie.

 Mój Sternik zatroszczył się o wszystko. Wybrał najlepszy dla nas kajak, dobrał odpowiednią drużynę, pokazał najlepszy sposób wiosłowania i bezpieczny nurt. Sprawił, że spływ był wspaniałą przygodą.  Z uśmiechami na twarzy i sercami pełnymi radości, kajak mojej rodziny szczęśliwie dotarł do  brzegu, na którym  stęskniona czekałam  z Małym na ręku. Bo kajak to lekcja życia także dla tych, co czekają na brzegu...  Lekcja cierpliwości, zaufania, pokory... 

Dziękuję Ci, Kapitanie mojego życia, za ten wspaniały, niezapomniany weekend.  Z Tobą każda wyprawa ze sterem w Twoich dłoniach, jest zawsze  niezapomnianą podróżą pełną pięknych widoków, cudownych doznań, z gwarancją bezpieczeństwa i słonecznej pogody... 

Z  wyjazdu przywiozłam wiele skarbów: wspomnienia osób, miejsc, chwil wzruszenia, radości, szczerości i prawdy... Napycham dziś nimi serce, bo chcę je mieć przy sobie.

Warto jechać do Turna. Można tam popłynąć kajakiem, postać na brzegu, spotkać Najlepszego Sternika i zaufać mu bezgranicznie, zatańczyć szalony  taniec wolności przy ognisku, uśmiechać się mimo wszystko, posłuchać w ciszy swojego serca,  nabrać pewności siebie, poznać swoje możliwości... Można też, tak, jak Agnieszka, zabrać do domu zapchlonego psa, którego nikt nie chciał pokochać...
A po powrocie usiąść na tarasie ze wspomnieniami i krzyczeć z radością i szczęściem w sercu: Chwała Panu za kajaki!!!


Photo by Andrew Neel on Unsplash



Tętno życia.






Oddycham swobodnie, wyciągając się w stronę słońca. Przyjemne ciepło rozlewa się we mnie, wypełnia powoli aż po czubki palców... Nade mną teatr miłości - romans chmur, które tulą się do siebie puszystą miękkością na łożu błękitu. W tle  ptasia symfonia...
Unoszę się ponad siebie z cudowną lekkością, jakbym dostała skrzydeł. Frunę w nieznane, nienasycona bezmiarem szczęścia. Pragnę dalej, wyżej, jeszcze...
Lekkie tchnienie wiatru, poruszenie serca i ta dziwna pewność, że jest jeszcze Więcej, Piękniej i Bardziej...  Niecierpliwość: bo chciałabym już teraz, natychmiast! Dotknąć choć skrawka nieba...
Symfonia przycichła i słońce przygasło, lecz serce wciąż mocno bije.
Tętni w nim Miłość, Twój Boski żar we mnie...

                 Czy masz w sobie dziś  takie ŻYCIE?

Boże Ciało, czwartek 15.05.2017.

  Rzekł do nich Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie." (J 6,53)


Photo by Aki Tolentino on Unsplash



Małżeńska migrena





Dzień powitał mnie migreną. Ból głowy spowolnił myśli i ruchy wtedy, gdy wiatr za oknem przyspieszył. Mały chce się bawić, ja pragnę spokoju... Kawa pogorszyła sytuację, dając rozdrażnienie i potęgując napływ pulsującego ucisku. Trwam tak przez chwilę, słuchając odbijającego się w głowie bicia serca. Dałeś mi Panie tą migrenę i wyczuliłeś wszystkie zmysły...  Zwracasz moje oczy na  męża.. W narastającym  bólu moje serce szepcze do niego:


Myślę teraz o nas, kochanie. O tym wspólnym czasie, który już za nami.
Niełatwo cię kochać, wiesz o tym... Jesteśmy od siebie tak bardzo różni: ty ogień, ja woda... Eksplodujesz codziennie swoją żywiołowością, przebojem zmierzasz przez życie, często nie patrząc pod nogi, gdzie  płynę ja - cichutki strumień łagodności i cierpliwości. Staram się przynieść ci trochę ochłody w upale twoich obowiązków i codziennych zmagań.
Kiedyś żyliśmy z ciągłą migreną, w pulsującym bólu miłości, który stopniowo łagodniał, by znowu potem nabrać na sile. "Takie jest życie, miłość boli" mówiłeś do mnie...  Tak trudno wtedy było mi powiedzieć kocham... wszystko wokół denerwowało, a w szczególności ty - niedoskonały człowiek, który miał być księciem z bajki, a stał się potworem, który nic nie rozumie. Twój ogień trawił wszystko w pobliżu mnie, wysuszał nawet resztki łez - pozostałości cichego strumienia mojej miłości...  Twój płomień  przygasał, bo... gasiłam go systematycznie. Tlił się w tobie tylko mały żar.
A potem nastała  Cisza...  W niej odnalazłam Tego, który się o nas zatroszczył w tej trudnej chwili, w bólu, w naszej ludzkiej słabości. To On kazał mi dmuchać na te  twoje węgielki, by rozpaliły się znów w otwarty ogień, bo nim właśnie jesteś kochanie. Dał mi odwagę, by włożyć ten płomień do serca. Tak, moja miłość ma płonąć! Twoim płomieniem w moim sercu. A ty? Ty masz utonąć we mnie... 

Tylko z Nim można tak żyć kochanie. Niemożliwe? A jednak! Kocham cię! Z całym tym twoim bagażem, wielkim worem wad, niedoskonałości i zranień. Z balonem twojej wszystkowiedzącej pychy, sakwą wypchaną chciwością, z worem zazdrości i gniewu, z wielkim, kolorowym latawcem lenistwa, ozdobionym wstążeczkami małych złośliwości.  
Stoję przed takim tobą i wpadam w zachwyt. Jesteś wspaniały! Ten kształt, kompozycja, wyrazistość przekazu... Boskie arcydzieło!  Potrafisz tak patrzeć  bez Niego?

Życie jest piękne, kochanie, gdy żyje się w Pełni. W Pełni jest miłość, która nie boli migreną. Miłość, która  przemienia i daje siłę, by nieść dobro, życzliwość i radość. Miłość, która jest niegasnącą iskrą, światłem w ciemności, bezgraniczną głębią...  Wypłyń na nią razem ze mną kochanie... Chodź, zabiorę cię w cudowną, niezapomnianą podroż naszego życia, w poszukiwaniu spełnienia... Ty ogień, ja woda -  razem, w Jego bezpiecznej łodzi.







P.S.
Ogień + woda = para wodna
Para wodna = chmura
chmura = niebo
niebo = Bóg
Bóg = miłość
Ogień + woda  =  miłość.  :)  znasz lepsze równanie, kochanie?

 

Photo by Pablo Heimplatz on Unsplash
 



Życie na dopingu






Budzik oznajmił poniedziałek. Prawie na siłę idę do łazienki. Kap, kap! Pojedyncze krople deszczu stukają w dachowe okno.  Ach, tak! Dziś szkolna wycieczka! Biegnę budzić chłopców. W garderobie razem z nocną koszulą zostawiam resztki snu spod powieki. Z każdym krokiem poranek nabiera tempa. 
Szybkie zakupy, pośpieszne śniadanie, całusy, przytulasy, pożegnanie, na stole zimna, niewypita kawa, za oknem wiatr przegania deszczową chmurę...  

Przede mną dzień wypełniony po brzegi   monotonnymi obowiązkami szarej domowej codzienności, której większość kobiet tak bardzo nie lubi, bo łatwiej pracować, kiedy wysiłek ktoś widzi, cieszy się, akceptuje, kiedy zdobywasz pochwały, uznanie i szacunek. Praca jest wtedy sukcesem, osiągnięciem. 
Nie jest  mi łatwo pracować w domu. Tu nikt mnie nie widzi, nie ocenia mojego trudu, poświęcenia, wysiłku, który nigdy się nie kończy. Żyję trochę  w zapomnieniu i pustce, mimo, że daję z siebie wszystko na co mnie stać. W oczach jednych jestem królową wolnego czasu, która leży, pachnie i pilnuje, żeby korona z głowy nie spadła. W oczach drugich jestem smutną, szarą myszą, nieinteresującą kurą domową. W rzeczywistości wykonuję samodzielnie większość zawodów tego świata równocześnie, pod presja czasu i oczekiwań...

 Moja  poniedziałkowa lista  obowiązków jest  dziś wyjątkowo długa, niewygodna i nudna... 
 Bez Ciebie, Boże, ten dzień byłby koszmarem!  Tylko z Tobą niemożliwe zamieniam w  możliwe, nudne staje się interesujące, a szarość lśni mi  kolorami tęczy. Kocham żyć z Tobą, bo dajesz mi megamoce i supersiły :) Jesteś  pełnym, potrójnym dopingiem  od rana. Biorę legalnie cały Twój Boski Pakiet:
  • doping siłowy – jego celem jest osiągnięcie jak największej siły przy stałej masie ciała
  • doping wytrzymałościowy –  celem jest trwałe zwiększenie zdolności  mojego organizmu do znoszenia długotrwałego, intensywnego wysiłku fizycznego.
  • doping stymulujący – którego celem jest czasowe zwiększenie odporności na ból i wysiłek poprzez stosowanie technik zapobiegających odczuwaniu bólu i zmęczenia.
Tak, żyję na dopingu.  Jestem silna, wytrzymała i szczęśliwa. Ty też tak możesz!

 Polecam:
 Kura Domowa - matka czwórki dzieci i żona wymagającego męża.



Truskawkowe love





 
 Truskawkowe love
 ( przepis na dżem)

 

Wczoraj dostałam od męża 20 kg truskawek!!!  Odkąd przyrzekł mi miłość przed ołtarzem  15 lat temu, częściej niż kwiaty dostaję takie prezenty. Mogłabym być na niego zła, bo  bukiet bez okazji  byłby bardziej romantyczny, ale nie byłam, bo wiem, że te 20 kg owoców to smak naszej miłości  i wyraz jego troski o naszą rodzinę. 

 Masz  w domu taki skarb, który jadąc na pocztę, patrzy na łubianki truskawek sprzedawane przez spracowane ręce kobiety i myśli o tobie?  Lubię tę jego miłość, która ma nas przed oczami w każdej chwili. Kupuje truskawki, bo wie, że zamknę je w słoikach na zimę razem ze wspomnieniami tej chwili.  Nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie dodał czegoś od siebie.
 20 kg słodkiej miłości można powiększyć! Jak? Prosząc panią o obskubanie truskawek dla żony!  Taka właśnie jest jego miłość: słodka, dojrzała, zaskakująca, pełna troski i do tego hojna, bo pani od truskawek dostała szczodrą zapłatę. 

Miłość się mnoży, kiedy się ją dzieli...  
Podzielę się także i ja, dodając najprostszy przepis na nasze truskawkowe love:

1 kg truskawek
40dag cukru
1 Konfiturex
1 łyżka soku z cytryny lub kwasku cytrynowego (dla utrzymania koloru)

Przygotowanie:
 Truskawki myjemy i przesypujemy do garnka z grubym dnem. Zasypujemy konfiturexem, mieszamy dokładnie i zagotowujemy. Dodajemy cukier i cały czas mieszając gotujemy, aż owoce zmiękną  (ok 3-5 min w zależności od wielkości owoców).  Zdejmujemy z ognia, dodajemy sok z cytryny i zbieramy pianę jaka się wytworzyła lub mieszamy, aż zniknie. Gorący dżem przelewamy do wyparzonych słoików. Zakręcamy i odwracamy do góry dnem na 10 min. 
Gotowe!

W tym roku, na specjalne życzenie dzieci, dżem jest raczej musem. Truskawki zmiksowałam, bo moi eksperci twierdzą, że naleśniki z gładką masą lepiej smakują. 



Photo by natasha t on Unsplash





Strach






Płaczę szeptem o poranku, bo wtedy łzy można pomylić z rosą. Mam ochotę wykrzyczeć cały mój strach, ale wokół tak cicho...

"Zaufaj i żyj -  Ja cię poprowadzę!"- mówisz do mnie. Wychodzę z jeziora lęku i wiem, że wszystko będzie dobrze. Pozwalasz mi  na strach, żebym wiedziała czym są Twoje bezpieczne ramiona. Podlewam łzami moją wysuszoną duszę, a Ty dajesz nadzieję, siłę i pewność, że wszystko z Tobą udźwignę. Oddycham lekko, bo oddałam Ci właśnie moje słabości -  tak, jak ciężką torbę porannych zakupów.  

Nauczyłeś mnie żyć chwilą. Cieszę się każdym drobiazgiem, z wdzięcznością przyjmuję wszystko, co wkładasz w moje dłonie. Idę tam, gdzie prowadzisz, bo wiem, że nie chcę już innej opcji...





Photo by Tamara Bellis on Unsplash







Uwierzyć w siebie





Chłopcy poszli dziś do szkoły kompletnie nieprzygotowani. Leniwa niedziela osłabiła moją czujność w tej kwestii. Poniedziałkowy nawał obowiązków nie nastraja pozytywnie, uwiera jak za ciasne, niewygodne buty. Zakładam wygodne klapki i małymi krokami zmierzam naprzód. Mały znowu pomazał ścianę. Na szczęście to kredka, łatwo zejdzie... Klękam przed dziecięcym bazgrołem. Znowu nie przypilnowałam! Krzyczę, że tak nie wolno, za chwilę żałuję, bo mały płacze i ściska za szyję. W myślach zaczynam wątpić w siebie. Jestem niewystarczająco dob..... Hej! Kobieto, co ty mówisz!

Idę po czystą kartkę i rysujemy  kotka, a potem pieska i samochód.  Wieszamy pranie, układamy buty i rozrzucone zabawki. Mały zasypia oglądając bajki, a ja zastanawiam się nad tym, czy jestem wystarczająco dobra.

Składając pranie pomniejszam swoje zalety, a powiększam wady. Chowam się w kącie swojej niewiary w siebie,  siedzę w cieniu. Kobieto, tam nic ci nie urośnie!
Wychodzę do ogródka. Na grządkach z warzywami zawiązują się pierwsze pomidory, pachnie melisa i mięta. W cieniu pod płotem ślimak zjada wątłą  cukinię...

Boże, dziękuję ci za tą lekcję w plenerze! Dziękuję, że przypominasz nieustannie kim jestem!
Pokora nie jest chowaniem się w sobie ani pomniejszaniem swojej wartości. Jest prawdą!  Mimo pomazanej ściany jestem dobra matką.  Taka jest prawda. Ty, Panie, dałeś mi ten dar, więc na pewno nie jest niewystarczający! Jest pięknym skarbem, talentem, który błyszczy tylko w słońcu...

 Świat wokół mnie rozkwita w Twoim blasku. Czerwcowe słońce rozlewa się na kwiatowej rabacie. Miło w tym cieple. Bardzo...
 
 
Photo by Danielle MacInnes on Unsplash


Cisza




Potrzebuję ciszy. Wielka tęsknota wypełnia moje serce niespokojne, rozedrgane. Pragnę odpoczynku. Zbyt wiele spraw. Za dużo się dzieje. Chodzę w kółko, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Dziwna pustka, którą trudno nazwać... Niezaspokojenie...


Dzień uciekł jak spłoszony ptak. Pomału odchodzą emocje i napięcie. Na zachodzie różowieje niebo. Cisza nieśmiało zagląda przez okno. Wychodzę do niej, bo wieczór tak piękny. Idę boso po chłodnej już trawie, zmęczonej słonecznym dniem. Lekkie tchnienie wiatru, cichy szelest, subtelny powiew. Niecierpliwie czekam na więcej. Ciiiii.... Niebo zgasiła cisza.

Biegnące myśli zwalniają, zaczynając wieczorny spacer. Po raz kolejny przypominasz mi, dobry Boże, że bez Ciebie  w zgiełku codzienności nie dałabym rady. Uspokajasz mnie, zostawiając w łóżku z zagadką niepojętej tęsknoty i pustki.  Nie dajesz odpowiedzi, choć proszę o nią całą sobą.  Zasypiam, otulona Tobą, bezpieczna w cieniu Twych skrzydeł.

Budzę się wczesnym rankiem, choć w niedzielę zazwyczaj śpię dłużej. Schodzę na dół na palcach, cichutko, żeby nikogo nie obudzić. Cisza... Czajnik zagotował wodę na kawę. Jego głośne"Pyk" przerywa poranny bezruch, jakby chciało powiedzieć "czas start!" i przypomnieć o tym, że rozpoczął się kolejny dzień.  Uśmiecham się pod nosem i leniwie smaruję chleb masłem. Śniadanie gotowe. Zaraz obudzę męża i dzieci, ale  jeszcze nie teraz, za chwilę. Najpierw potrwam w  ciszy. Ona jest jak luksusowe SPA, jak sanatorium z zabiegami dopasowanymi tylko dla mnie. Koi, relaksuje i wypełnia spokojem. Myśli naturalnie stają się  modlitwą, dziękczynieniem za to błogie tu i teraz.

Przeglądam wiadomości w telefonie, kolorowe zdjęcia znajomych, posty o sprawach ważnych i mniej znaczących. I nagle dajesz mi odpowiedź na wczorajszą zagadkę. "Tylko pustka może przyjąć pełnię." Wyświetlacz komórki prawie krzyczy, a ja jestem pewna, że właśnie to chciałeś mi powiedzieć w tej porannej ciszy...




Photo by Carli Jeen on Unsplash

Dzień Dziecka






Poranek na wysokich obrotach. Pranie, zmywanie, odkurzanie... Okno z perspektywy kanapy woła o umycie. Jest duże, poczwórne drzwi balkonowe z widokiem na ogródek. Na całej szerokości jego przejrzystość zakłóca piękny wzorek ułożony z dziecięcych łapek. Przypomniały mi się szlaczki malowane w zeszycie pod kilkoma rzędami  koślawych liter pisanych niewprawną ręką pierwszoklasisty. Mama nauczyła mnie malować wisienki i grzybki. Kółka i kreski miał każdy, a ja miałam wisienki:) Magiczny czas... Z uśmiechem wycieram resztki jogurtu z szyby.

Obieram ziemniaki do zupy, która już pachnie młodym koperkiem. W moim dzieciństwie też tak pachniało. Pełno mam w głowie zapachów, smaków i obrazów niedzielnych poranków ze stukającym o stolnicę nożem, który kroił kluski z wielkich, cienko rozwałkowanych placków, sobotnich prac w przydomowym ogrodzie, od których nikt nie mógł się wymigać. Często pachną mi jesienne grzybobrania z rodzicami, ciotkami i dziadkami, których już z nami nie ma... Do dziś czuję ciepło wakacyjnego ogniska w Bieszczadach i zapach kiełbaski skwierczącej na kiju.  Cudne perełki nawleczone na nitkę mojego życia...

Zupa gotowa,  pranie na suszarce, zaraz ze szkoły przybiegnie moja wesoła gromada. Może ciasto by im dziś upiec, może galaretki zrobić? Może narobić naleśników, takich jak lubią, z owocami, bitą śmietaną i polewami? Może jednak coś im zdążę jeszcze kupić?   "A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego»." ((Łk 10,41-42).

Usiadłam z kawą na tarasie. Spoglądam na niebo i tak sobie myślę, że dziś wybiorę tę najlepszą cząstkę, której moje dzieci nie będą pozbawione... Dam im swój czas, rozmowę i obecność, zbudujemy wspólne wspomnienia.  Niech ich dzieciństwo pachnie im mamą, tatą i Miłością.



Photo by Paige Cody on Unsplash



instagram

Copyright © Babskie Skarby