Kraina niespełnionej ciszy





Środowe popołudnie zamienia się powoli w wieczór. Zazwyczaj o tej porze mój dom pełen jest jeszcze życia i gwaru, a dziś niespodziewanie milczy. Mąż zabrał starsze dzieci do kina, mały leży na kanapie i wygląda na to, że za chwilę zaśnie. Na małym stoliku, przy lampce, leży książka i głośno woła, macha do mnie stronami pachnącymi świeżym drukiem. Moment! Zaparzę tylko herbatę i za moment odpłynę "W krainę ciszy".  
Niosąc gorący kubek nagle zauważam, że w moim domu, niczym na grządkach w ogródku - niemal słychać jak wszystko szybko rośnie. Tuż przy wejściowych drzwiach pojawiły się dwa kwitnące plecaki. Lawina kolorowych książek rozlewa się malowniczo po wypucowanej dwie godziny temu podłodze. Zagięta niechlujnie okładka zeszytu wychyla swój róg ku zachodzącemu słońcu. Tuż obok, z czarnego piórnika wyglądają obgryzione na końcach, zniekształcone długopisy i kilka karłowatych kredek. Wyszczerzony szeroko w moją stronę suwak plecaka śmieje się drwiąco, bo wypluł przed chwilą na biel polerowanych płytek zawartość strugaczki, dziwne zawiniątka i okruchy niedojedzonych kanapek.  Odstawiam herbatę, odruchowo wyciągam ręce, by podnieść to, co leży przede mną, gdy nagle rozlega się głośny stukot kołatki na wejściowych drzwiach. Podskoczyłam przestraszona niespodziewanym dźwiękiem, rozrywającym ciszę. To znajoma. Przywiozła obiecaną kiedyś rzecz. Podała ją przez próg, a ja, zapominając o plecakach zerknęłam do kuchni. O nie! Tam też urosła sterta naczyń w zlewie! Jeszcze chwilę temu było tam pusto i czyściutko. Z szafki obok spływa cieniutką, malinową stróżką soczek. Mały- już nie taki mały, doskonale obsługuje się sam w kuchni. Biedne, spragnione dziecko piło aż z pięciu kubeczków! Teraz, wypełnione płynną różową słodyczą, zasnęło, nie korzystając wcześniej z toalety. Rankiem to ja będę spragniona cierpliwości, by nie wybuchnąć gniewem na słodkie "o nie, zsiusiałem się!".  Myśli wracają do kuchni, przywołane dźwiękiem wibrującej na szafce komórki. "Wpadniemy zaraz na herbatę, można?" "Jasne." - odpowiadam natychmiast. Właśnie! Gdzie ja podziałam kubek?  Znowu stukot kołatki. Otwieram drzwi przerażona widokiem, który powitał gości. Wybucham śmiechem, zbierając do czarnej, sportowej torby cuchnące skarpety i strój piłkarski, które wypełzły z niej, zostawiając wokół ścieżki małych, czarnych okruszków boiskowej nawierzchni. Zanoszę małego do sypialni, potem parzę earl grey'a  i w babskim gronie spędzamy wieczór.  Nie, niestety nie w ciszy, bo rozentuzjazmowana gromada wpada do domu dzieląc się głośno opiniami na temat filmu. Po dłuższej chwili dom cichnie,  a wskazówki starego zegara zbliżają się do północy. W pośpiechu układam rozrzucone w przedpokoju buty, poprawiam zawieszone niedbale na wieszaku za rękaw kurtki. W drodze do łazienki wdeptuję po ciemku w nachosy przywiezione z kina. Dlaczego takie rzeczy leżą na podłodze?!
 Kraino ciszy! Daleka do ciebie droga...  Tęsknię za tobą. Bardzo. Mimo wszystko, mimo tego niedosytu i  oczekiwań,  niespełnionej nadziei na spokojny, cichy wieczór z książką w dłoni, zasypiam szczęśliwa, bo czuję, że żyję. Żyję, obserwując jak rośnie wokół dosłownie wszystko. Od dzieci, po bałagan.  Może ten gwar, chaos i niekontrolowany czasami nieład to właśnie idealne warunki do wzrostu? Do wzrostu wzajemnej miłości, która kiełkuje w rodzinie?
 
 
 Photo by Liana Mikah on Unsplash

Wiosna, czyli życie cudem jest...






Ostatnie dni milczenia na blogu upływały mi na głębokim odczuwaniu chwil mojego życia. Miniony czas Wielkiego Postu mocno pogłębił we mnie potrzebę ciszy i skupienia na tym, co ważne. Dziś przyszła Wielkanocna radość, moment, w którym wypływa z mojego serca wiosna, świeży powiew nowych uczuć, emocji, które drzemały we mnie dotąd uśpione kiedyś, czekające na lepszy moment rozkwitu. 

Cieszę się ciepłem i słońcem za oknem. Nawet nie wiedziałam, że aż tak bardzo tęskniłam za jasnością kwietniowych dni, przyjemnym powiewem pachnącego wiosną wiatru. Oddycham całą piersią, spacerując po ogrodzie, z zachwytem obserwuję przebijające się z ziemi młode, strzeliste listki tulipanów i malutkie pąki na drzewach. Cudne ciepło na mojej twarzy sprawia, że mam ochotę rozprostować zastałe zimą kości. Przeciągam się jak kot po długiej drzemce. Gdybym miała skrzydła, na pewno odfrunęłabym teraz gdzieś wyżej, bo mam wrażenie, że tam, bliżej jaśniejącego słońca jest jeszcze więcej ciepłej radości i miłości. Mały bryka jak młody konik. I on poczuł ten niesamowity smak wiosennej wolności w sobie. Uśmiecha się, podskakuje z rumieńcami na twarzy. Biega, zaglądając w każdy kąt, jakby oglądał świat po raz pierwszy. Dziecinne zdumienie, zachwyt... każdy drobiazg jest ważny, piękny, niesamowity. I ta radość, taka naturalna, pełna ekspresji, niczym jeszcze nieograniczona. To niesamowite być matką takiego żywiołowego brzdąca. Czasami mam wrażenie, że żadne studia, żadna mądrość najlepszych szkół nie nauczyłyby mnie tego, co on. Miłość płynąca prosto z serca, czas poświęcony z zachwytem każdej chwili, uwaga skupiona na tym co piękne, choć takie proste, czasem nawet niezauważalne dla nas, dorosłych. Radość życia tryskająca z każdego uśmiechu maleńkiej, rumianej buzi. Błysk w oku, zadowolenie z każdej chwili, która właśnie trwa. Czy to nie jest szczęście? Czy nie zgubiłam gdzieś po drodze, krocząc w swoje poważne, dorosłe życie, tej  właśnie radości, zadowolenia z tego, że żyję, że jestem, że niebo jest błękitne, a trawa zielona?  Jak dobrze, mój synku, że cię mam, że jesteś mą wiosną, pachnącą życiem!

Często łapię się na tym, że powtarzam w kółko o mojej szarej matczynej codzienności. Czasami monotonne czynności  faktycznie wydają się nudne. Przysłaniają jednak rutyną prawdę. Bo czy w szarej, smutnej rzeczywistości dałoby się wychować radosne dzieci? Trud życia matki wychowującej czwórkę dzieci, pracującej w domu nie jest  specjalnie zachwycający, lekki czy przyjemny. Często rzeczywiście może przytłaczać, ale kiedy usiądziesz w wiosennym słońcu, z filiżanką kawy na pustym jeszcze tarasie, spojrzysz na życie głębiej, dostrzeżesz coś, czego nie widzą inni. Przed tobą ukaże się potężna twierdza, budowana z mozołem z iskierek twojej miłości, cierpliwości, poświęcenia i oddania serca rodzinie. Każda chwila, pozornie stracona w oczach świata ma tu swoje zaszczytne miejsce, które błyszczy swoim ukrytym pięknem.  Każdy moment, każda radość i smutek, wzruszenie, każda łza i pocałunek tworzą przecudny witraż w oknie życia. 
Dzieło życia.  Życia, które jest przecież cudem...

Dziękuję Ci, Boże, za moją rodzinę, za twierdzę naszego życia, którą pozwalasz mi budować wytrwale, każdego dnia. Dziękuję za wiarę, nadzieję i miłość, za kolorowe motyle Twej łaski w naszym rodzinnym ogrodzie. I za wzrok, który sięga głębiej -  tam, gdzie jaśniejesz dla nas cudownym blaskiem. I za wiosnę dziękuję, która tryska radością...
 
 
 
 Photo by Jez Timms on Unsplash

instagram

Copyright © Babskie Skarby