Ketchup domowy z cukinią



Ketchup z cukinią? Kiedy w zeszłym roku dostałam przepis na ten warzywny sos, nie bardzo chciało mi się wierzyć, że smakiem będzie przypominał ten z pomidorów. Sprawdziłam. Smak jest genialny, konsystencja idealna (to właśnie zasługa cukinii), kolor piękny.
W mojej spiżarni, obok dżemu truskawkowego, jest tym skarbem, który najszybciej znika z półek:)
Przepis jest nieskomplikowany, nie ma możliwości, żeby się nie udał!
No to do dzieła!


Domowy ketchup z cukinią.


1,5 kg obranej cukinii
0,5 kg  cebuli
1 3/4 szklanki octu
400g koncentratu pomidorowego
2 łyżki soli
1 łyżeczka pieprzu mielonego
1 łyżeczka papryki ostrej
1 łyżeczka papryki słodkiej


Obraną cukinię pokrój w kostkę, cebulę w półplasterki, dodaj 2 łyżki soli, wymieszaj razem i odstaw na ok. 3 godziny. Po tym czasie odlej sok, który się pojawił i smaż cukinię ok 45 minut na małym ogniu, mieszając co jakiś czas. Dodaj teraz cukier i ocet, smaż dalej, ok. 15 minut. Dodaj następnie pozostałe składniki:koncentrat, pieprz i paprykę. Jeśli lubisz ketchup bardzo pikantny, możesz dodać także pół łyżeczki chilli. Gotuj jeszcze ok 5 minut. Pozostaje tylko zblendować wszystko na gładką masę. Przełóż teraz ketchup do małych słoiczków i pasteryzuj ok 15-20 minut.  Gotowe!











Wyjdź na spotkanie



Od tygodnia w moim domu panuje cisza. Starsze dzieci wyjechały na wakacyjny wypoczynek. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do takiego bezruchu. Mąż od rana w pracy, Mały uczepiony mojej ręki, nie opuszczał mnie na krok, jakby pilnował, żebym nigdzie nie odeszła. Po kilku dniach oswoiliśmy się z takimi okolicznościami. Choć pojawiła się także i  matczyna tęsknota, serce mam przepełnione radością. Dzieciaki dzwonią i opowiadają o cudownych wakacjach z takim szczęściem w głosie, że ogarnia mnie wielkie zadowolenie i spokój.

„Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą." Te słowa dzisiaj wyjątkowo trafnie ujmują mój dzień. Z wielką radością patrzę i słucham. Zadowolona, z Małym na kolanach, chłonę otaczający mnie świat. Do mnie dziś Boże Słowo mówi: rozkoszuj się chwilą, korzystaj z ciszy, oddychaj Mną, Jestem tu... Daję Ci ten czas, czerp z niego, zażywaj Mojej Miłości! Odkąd odkryłam, że patrzenie na świat oczami serca, a nie rozumu daje przeogromną radość, częściej wykorzystuję czas na obserwowanie. Tak po prostu. Siedzę i patrzę. Coraz częściej czuję, jakby otwierały się przede mną drzwi, a za nimi nowy, cudowny świat pełen niezwykłego światła. Budzą się we mnie uczucia, których  nie potrafię nazwać słowami.

Jestem szczęśliwa, że widzę i słyszę Cię, Boże! Czasami nawet nie zdążę dokończyć myśli mojego uwielbienia, a Ty, Panie, puentujesz je powiewem wiatru, który niesie zapach łąki pełnej polnych kwiatów, rozgrzanej lipcowym słońcem. Osładzasz wszystko śmiechem mojego  brzdąca,  ćwierkaniem wróbli, które wydziobują okruszki słodkiej bułki, którą przed chwilą niezdarnie wpychał do buzi Mały.  Ptasi koncert u moich stóp, ciepło słońca i lazur nieba nade mną. Zieleń trawy, szum drzew, zapach ziół w ogródku, brzęk pszczół mozolnie pracujących w kwitnącym oregano. Ach! i motyl tuż obok, na krzaku poziomki! Szczęśliwe oczy moje, Panie, i uszy szczęśliwe... Nie znam  słowa, którym nazwałabym mój zachwyt w tej chwili!

Do mnie dziś Bóg mówi: zatrzymaj się, usiądź, zostaw obowiązki, korzystaj z chwili, którą ci ofiarowałem. A do Ciebie? Co mówi? Słyszysz ten głos? A może słyszysz odgłosy świata, nie widząc i słysząc w tym Boga? Jeśli siedzisz, trwasz w miejscu, które Cię męczy i którego masz dosyć, w sytuacjach, czy relacjach, które zamykają Cię szczelnie na piękno tego, co wokół, może powinieneś  ruszyć z miejsca, zrobić krok w kierunku szczęścia, usłyszeć Boży głos, który nieustannie mówi Ci o tym, jak bardzo Cię kocha. Nie zmarnuj dziś szansy spotkania...
Uwierz mi, przyjdzie taki czas, że będziesz każdego poranka budził się szczęśliwy, a pierwsza Twoja myśl będzie uwielbieniem, dziękczynieniem za radość, która wypisana będzie w Twoim sercu Jego Miłością. 
Słowo Boże jest Żywe, więc nie wiem czy masz iść, czy zatrzymać się. Sam zdecyduj... Otwórz szeroko swe oczy  i bądź dziś naprawdę szczęśliwy! 

Zachwyt



Narwałam wczoraj polnych kwiatów do wazonu. Żółte, białe, fioletowe... dodałam kilka liści pięciornika do dekoracji. Ustawiłam flakon na tarasowym stole, przy którym właśnie piję kawę. Z bukietu powychodziły  jakieś robaki, które oblazły cukiernicę. Fuj! Coś w bukiecie nieprzyjemnie pachnie, zapach przeszkadza mi trochę. Wstaję z zamiarem wyrzucenia kwiatów, gdy nagle podbiega do mnie mój Mały brzdąc, całuje w policzek i mówi: "O! Mama! ŁAŁ!!!" W rączce trzyma żółty kwiatek, który śmierdzi w bukiecie. Wciska mi go w dłoń, bierze za rękę i ciągnie na trawnik. Zrywa kilka kwiatów  białej koniczyny, która tak drażni mnie w zielonym, przystrzyżonym trawniku. Jest w tym dziecku tyle radości, pogody, entuzjazmu! I nagle, siedząc na trawie wpadam w zachwyt. ŁAŁ! W głowie dźwięczą mi słowa wiersza "Mrówko, ważko, biedronko" ks. J.Twardowskiego. Patrzę wokół i zdumiewa mnie nagle wszystko: otaczający mnie świat, jego kolor, dźwięk, zapach, różnorodności... i moje dziecko pochylone nad kałużą w piaskownicy, krzyczące  "O! Mama, O!"

Zaskoczona zachwytem w sercu przysiadam na schodku tarasu. Tyle Ciebie, Boże, wokół! Tyle piękna! A ja, jak ten słoń z wiersza, tak mało rozumiem. Człapię po tym świecie, zajęta sobą, czekająca na "Boże łał", na jakiś cud, na piękne wzruszenie... A Mały? zdejmuje buty, biega po rosie z zachwytem wymalowanym na buzi.

Codzienność bardzo nam spowszedniała, biegniemy gdzieś w szalonym pędzie, nie widząc nic wokół. Poważni, poukładani, zaplanowani... Dla Ciebie, Boże, tak mało miejsca w naszych grafikach! Tak mało w naszym życiu... Nie chcemy drobiazgów, chcemy zachwytów, wielkich fajerwerków, życiowych petard!  A Ty, Panie jesteś cichy i pokornego serca, lekki jak niedostrzegalny prawie podmuch wiatru... TY JESTEŚ. Po prostu. Na wyciągnięcie ręki. Zawsze. Wszędzie.

Siadam przy stoliku, z uśmiechem patrzę na kwiaty w wazonie. Sięgam po zostawioną obok, ręczną robótkę. Łał! Kawałek sznurka, szydełko, moje ręce i talent od Ciebie, Boże - razem czynią piękne rzeczy. Zachwycam się swoją robótką, jakby była zrobiona Twoimi rękami, Panie! Łał! Dobrze, że JESTEŚ, Boże! Dobrze, że JESTEŚ.



Mrówko ważko biedronko 
 Jan Twardowski

      Mrówko co nie urosłaś w czasie wieków
      ćmo od lampy do lampy
      na przełaj i najprościej
      świetliku mrugający nieznany i nieobcy
      koniku polny
      ważko nieważka
      wesoło obojętna
      biedronko nad którą zamyśliłby się
      nawet papież z policzkiem na ręku
       
       
      człapię po świecie jak ciężki słoń
      tak duży, że nic nie rozumiem
      myślę jak uklęknąć
      i nie zadrzeć nosa do góry
      a życie nasze jednakowo
      niespokojne i malutkie
       
       
       
       
      Moje szydełkowe robótki:)
      



      

Jak ciężkie kamienie...



Położyłam się dziś w ciągu dnia na łóżku, w cichej sypialni. Głowa opadła na miękką poduszkę.  Kark mam spięty, szyja boli, jakby dźwigała  wielki ciężar. Zdrętwiałe ramiona trudno mi ułożyć w wygodnej pozycji. Mam wrażenie, że sukienka przygniata moje ciało, jak ciężki mokry koc. Za oknem faktycznie pada. Chmury maja kolor mojego nastroju.
 Przydźwigałam na górę wielki worek  swoich zmartwień - ciężkich kamieni.  Z każdym krokiem ostatnich dni moje zmęczenie rosło do czasu, gdy dziś opadłam  całkowicie z sił, a z oczu samoczynnie popłynęły łzy...

Przyszedłeś do mnie, kochanie, martwiąc się o mnie. Upewniłeś się, czy nie gniewam się o coś na Ciebie.  Nie, nie gniewam się, bo niby o co? O to, że jesteś taki troskliwy? Jestem po prostu dziwnie zmęczona i rozdrażniona tym faktem. Tak, kochanie, ja, kobieta czynu i działania, teraz nic nie mogę robić, leżę i ronię łzy,  szukając bezskutecznie  ulgi. Tak, chcę pobyć sama, już wiesz, że potrzeba mi ciszy. Kocham cię za to, że jesteś taki bystry! Wychodzisz cicho, a we mnie wszystko krzyczy. Najgłośniej bezsilność.  Jestem dzielna, gotowa unieść to wszystko, cały ten ogrom  spraw i niewygodnych uczuć.  Chcę wziąć ten worek na ramiona i ponieść daleko stąd, lecz nie mam siły... Pierwszy raz od dawna po prostu czuję, że nie mam siły... 

Z trudem odnalazłam ciszę w sercu, wzięłam kilka głębokich wdechów. Nagle, jak barwny motyl pojawiła się myśl, niosąca Twoje Słowo, Panie: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię." (Mt.11,28)  

Tak wiele ostatnio się działo... Tak bardzo chciałam być odważna, silna, mądra, doskonała! Jak bardzo czuję w tym momencie ciężar swojego egoistycznego "ja".  Ja dam radę, ja wytrzymam, ja sobie poradzę, ja zniosę wszystko... Ja, ja, ja - cała bieda i nędza tego świata, snująca się z kąta w kąt bez żadnego efektu! Tyle mogę bez Ciebie, Panie!  Teraz doskonale wiem już, że Ty masz na wszystko dużo lepszy pomysł niż ja. Weź więc moje zmartwienia i problemy, które są ich przyczyną. Weź je, bo jest mi ciężko. Pomóż mi Panie powyrzucać wszystko po kolei, z tego worka, który przywlekłam do mojej sypialni!   

Tak trudno mi oddać Ci to wszystko i przyzwyczaić się do tego, że jesteś tu, by mi ulżyć...
 Niełatwo jest tak nieustannie słuchać! Słuchać i słyszeć Twój głos. Moje "ja" jest takie hałaśliwe, tak wszystko wie lepiej, tak doskonale ustala, planuje i gada, gada, gada... A świat mu przygrywa wspaniałe melodie, dudni, jak dyskoteka, błyska kolorami tęczy, jak lustrzana kula disco. Jak trudno być w nim malutką i oddać Bogu wielkość i panowanie, pozwolić się prowadzić...

Ciiii... deszcz już nie pada, otarłam łzy. Popołudniowe słońce nieśmiało wygląda zza chmur, a mnie już jakby lżej, pogodniej na duchu. W sercu, jak kwiat, rozkwitają nowe  myśli - silne Twoją nieprzebraną miłością. Dziękuję, że kolejny raz przypominasz mi, Panie, że Twój plan na moje życie jest najdoskonalszy, że w Twoim tempie i Twoim czasie dzieją się najlepsze rzeczy. Skoro mam siedzieć, to posiedzę, popatrzę w niebo i nabiorę sił, byś mógł przeze mnie wykonywać piękne dzieła, Panie... 
"Chcę iść Twą drogą cichości i pokory - cicho, nie skarżąc się na nic. Cicho, bez niecierpliwości, nieuprzejmości, szorstkości. Cicho w przeciwnościach, by nigdy nie stać się przez swe skargi i złe humory ciężarem dla nikogo."(Święta Urszula Ledóchowska)


Pustka i pełnia





Późny wieczór. Księżyc w pełni zagląda przez balkon do sypialni. Mały śpi w naszym łóżku, dotyka przez sen mojej ręki, sprawdza czy jestem obok. Gładzi przez chwilę moją skórę ciepłą, małą rączką. Oddycha spokojnie, przytula się i zasypia mocniej. Nie przenoszę go do łóżeczka, bo lubię być z nim tak blisko. Z dołu słychać przyciszony dźwięk telewizora. Wstaję z łóżka, zamykam drzwi, potrzebuję spokoju dla równowagi dziwnego niepokoju we mnie. 

Co za wieczór!  Siedzę, leżę, chodzę, wyglądam przez okno... nie mogę znaleźć sobie miejsca. Tu niedobrze, tam źle. Niewygoda duszy. Coś uwiera mnie w sobie boleśnie. Coś jakby rozedrganie niby miłe, a jednocześnie nieprzyjemne. Jakaś wewnętrzna pustka, brak, którego nie potrafię nazwać. Niedosyt. Straszna, nieokreślona tęsknota... Leżąc słucham muzyki. Słowa piosenki praktycznie czuję. Czy można czuć słowa piosenki? Dziwne rzeczy dzieją się ostatnio w tej mojej głowie... Zastanawiam się nawet, czy nie zasnęłam, ale nie, księżyc nadal świeci przede mną. W pokoju widno. Mały śpi, a mąż ciągle ogląda jakiś film...
Wiercę się w łóżku, przekręcam z boku na bok. Teraz chce mi się płakać. Jakiś nadmiar emocji, nieokreślonych uczuć. Ach, gdybym tylko potrafiła je nazwać! Gdybym mogła zapełnić czymś ten niedostatek! Przytul mnie Boże, chyba tylko Ty wiesz, co mi dolega... 
Samotna łza spłynęła na poduszkę, dając chwilowe wytchnienie. Wsłuchana w miarowy oddech Małego, zasnęłam niespokojnym snem.

Obudziłeś mnie, kochanie, wchodząc cichutko do sypialni. Nie wiem, jak długo spałam. Księżyc nadal świecił w okno sypialni, a ty pocałowałeś mnie czule w czoło. Przytuliłeś do twarzy moją dłoń, jakbyś wiedział, że na to właśnie czekałam. Zrobiłeś wszystko, co mąż powinien zrobić dla żony: wypełniłeś mnie swoją miłością. Dlaczego tak rzadko całujesz mnie w czoło? A może to akurat dzisiaj znaczyło dla mnie tak wiele? Jakbyś powiedział  mi "kocham" na milion sposobów!  Serce drgnęło szczęśliwe, lecz niedosyt w duszy pozostał...  

Bezmierna, cicha pustka we mnie i jasna pełnia nad nami...


Photo by Aily Torres on Unsplash

Oaza


Dotrzeć tam, gdzie nic już nie ma, gdzie słychać  tylko bicie swego serca, gdzie cisza dzwoni w uszach, dając znak galopującym myślom, by zwolniły szalony bieg do spaceru.  Iść na pustkowie, na koniec mojego świata, w głuszę, w szczere pole swoich myśli... Cisza jest moją pustynią. Idę, by spotkać  tam Ciebie.

Jestem jak małe ziarenko piasku, pośród miliona innych na wydmie życia,  rozgrzane żarem Twojej nieskończonej miłości, przesuwane ciepłym wiatrem Twego tchnienia w stronę oazy - ożywczego źródła, rajskiej przystani.

Czasami wystarczy chwila i już jestem - tam, gdzie zanurzam się w jeziorze Twej łagodności.  Zmywam  z siebie cały trud codzienności, pył i kurz, którego nazbierało się tyle po drodze... Nasiąkam Tobą, wypełniam spragnione serce po brzegi. Zakwitam miłością.
Innym razem potrzebuję kilku dni, czasem nawet tygodni morderczej wędrówki z natłokiem chaotycznych myśli, w ukropie zajęć, duchocie monotonnych dni, skwarze trudności, by dotrzeć do celu i napić się... Im dłużej idę, tym lepiej mi smakujesz, Wodo! Nie potrzebuję wtedy jeziora, wystarczy mi kropla, by zaspokoić ogromne pragnienie! Tylko tyle...  by żyć!

Wiej, Ciepły Wietrze! Prowadź w stronę Oazy... Znasz moje tęsknoty...


Photo by Jeremy Bishop on Unsplash

instagram

Copyright © Babskie Skarby