Jak ciężkie kamienie...
Położyłam się dziś w ciągu dnia na łóżku, w cichej sypialni. Głowa opadła na miękką poduszkę. Kark mam spięty, szyja boli, jakby dźwigała wielki ciężar. Zdrętwiałe ramiona trudno mi ułożyć w wygodnej pozycji. Mam wrażenie, że sukienka przygniata moje ciało, jak ciężki mokry koc. Za oknem faktycznie pada. Chmury maja kolor mojego nastroju.
Przydźwigałam na górę wielki worek swoich zmartwień - ciężkich kamieni. Z każdym krokiem ostatnich dni moje zmęczenie rosło do czasu, gdy dziś opadłam całkowicie z sił, a z oczu samoczynnie popłynęły łzy...
Przyszedłeś do mnie, kochanie, martwiąc się o mnie. Upewniłeś się, czy nie gniewam się o coś na Ciebie. Nie, nie gniewam się, bo niby o co? O to, że jesteś taki troskliwy? Jestem po prostu dziwnie zmęczona i rozdrażniona tym faktem. Tak, kochanie, ja, kobieta czynu i działania, teraz nic nie mogę robić, leżę i ronię łzy, szukając bezskutecznie ulgi. Tak, chcę pobyć sama, już wiesz, że potrzeba mi ciszy. Kocham cię za to, że jesteś taki bystry! Wychodzisz cicho, a we mnie wszystko krzyczy. Najgłośniej bezsilność. Jestem dzielna, gotowa unieść to wszystko, cały ten ogrom spraw i niewygodnych uczuć. Chcę wziąć ten worek na ramiona i ponieść daleko stąd, lecz nie mam siły... Pierwszy raz od dawna po prostu czuję, że nie mam siły...
Z trudem odnalazłam ciszę w sercu, wzięłam kilka głębokich wdechów. Nagle, jak barwny motyl pojawiła się myśl, niosąca Twoje Słowo, Panie: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a
Ja was pokrzepię." (Mt.11,28)
Tak wiele ostatnio się działo... Tak bardzo chciałam być odważna, silna, mądra, doskonała! Jak bardzo czuję w tym momencie ciężar swojego egoistycznego "ja". Ja dam radę, ja wytrzymam, ja sobie poradzę, ja zniosę wszystko... Ja, ja, ja - cała bieda i nędza tego świata, snująca się z kąta w kąt bez żadnego efektu! Tyle mogę bez Ciebie, Panie! Teraz doskonale wiem już, że Ty masz na wszystko dużo lepszy pomysł niż ja. Weź więc moje zmartwienia i problemy, które są ich przyczyną. Weź je, bo jest mi ciężko. Pomóż mi Panie powyrzucać wszystko po kolei, z tego worka, który przywlekłam do mojej sypialni!
Tak trudno mi oddać Ci to wszystko i przyzwyczaić się do tego, że jesteś tu, by mi ulżyć...
Niełatwo jest tak nieustannie słuchać! Słuchać i słyszeć Twój głos. Moje "ja" jest takie hałaśliwe, tak wszystko wie lepiej, tak doskonale ustala, planuje i gada, gada, gada... A świat mu przygrywa wspaniałe melodie, dudni, jak dyskoteka, błyska kolorami tęczy, jak lustrzana kula disco. Jak trudno być w nim malutką i oddać Bogu wielkość i panowanie, pozwolić się prowadzić...
Ciiii... deszcz już nie pada, otarłam łzy. Popołudniowe słońce nieśmiało wygląda zza chmur, a mnie już jakby lżej, pogodniej na duchu. W sercu, jak kwiat, rozkwitają nowe myśli - silne Twoją nieprzebraną miłością. Dziękuję, że kolejny raz przypominasz mi, Panie, że Twój plan na moje życie jest najdoskonalszy, że w Twoim tempie i Twoim czasie dzieją się najlepsze rzeczy. Skoro mam siedzieć, to posiedzę, popatrzę w niebo i nabiorę sił, byś mógł przeze mnie wykonywać piękne dzieła, Panie...
"Chcę iść Twą drogą cichości i pokory - cicho, nie skarżąc się na nic.
Cicho, bez niecierpliwości, nieuprzejmości, szorstkości. Cicho w
przeciwnościach, by nigdy nie stać się przez swe skargi i złe humory
ciężarem dla nikogo."(Święta Urszula Ledóchowska)
Komentarze
Prześlij komentarz