Matka - Makatka
Prawda dogania mnie każdego dnia.
Okoliczności ostatnich dni znowu posadziły mnie na kanapie. Z Małym. Chore, marudne dziecko, nie pozwoliło mi nawet na chwilę oddalić się od niego, tuliło się, zmęczone siedząc na kolanach cały dzień. Wychodziłam z domu po wytchnienie, kiedy drzemał spokojnie w popołudniowej porze. Odpoczynkiem jest dla mnie różaniec. Tak, chodzę codziennie ze starszymi dziećmi do kościoła. Dziś miałam nawet taki pomysł, żeby napisać jakieś swoje, matczyne rozważania tajemnic różańcowych, ale siedząc z Małym na kanapie, czytając mu książeczkę, przyszedł mi do głowy inny temat.
Czy masz taką chwilę, w której siedzisz bezczynnie i obserwujesz otaczający cię wokół świat? Patrzysz i do spostrzeżeń przychodzą nagle przemyślenia, pojawia się jakaś głębia chwili... Wypłynęłam na nią właśnie dziś, siedząc z moją małą, słodką i chorą miłością na kolanach. Strasznie mi było dobrze. Taka chwila wypełniona spełnieniem. Kiedyś nie miałam na to czasu. Nie siedziałam, nie myślałam, nie obserwowałam. Ja, matka - Polka, męczennica dnia codziennego i nadmiaru obowiązków, nie miałam na nic czasu! Nawet na okazywanie dzieciom czułości w chorobie. Obiad, pranie, sprzątanie, zabieganie... Opieka w chorobie była kolejnym obowiązkiem, który starałam się solidnie wypełnić, jakoś przetrwać ten czas. Myślę, że wszyscy gdzieś uciekamy w obowiązki, zapominając trochę o tym, że powinny im towarzyszyć także uczucia. W pośpiechu codzienności zaniedbujemy uczucia, bo trzeba je okazywać, a to zajmuje trochę czasu...
Dziś znam już trochę inny, lepszy sposób na moje życie. Zabieganie zwolniłam do tempa, w którym widać prawdę. Dostrzegłam nagle zaniedbane potrzeby innych, ich oczekiwania i tęsknoty, które zauważone i spełnione wzajemnie, zaczęły budować piękniejsze życie i prawdziwą miłość i bliskość. Jeszcze niedawno byłam zapędzoną, nadaktywną matką, próbującą być doskonałą w tym swoim matkowaniu i "żonowaniu". Wszystko zmieniło się, kiedy ze swojego życia wykreśliłam na zawsze jedno słowo: zapędzona. Wiem, że jest ono moim wrogiem, który kradł szczęście i spełnienie. Dlaczego? Bo zapędzona i zabiegana nie dostrzegałam wielu rzeczy. Chwile najbardziej potrzebujące uwagi przelatywały mi w szalonym tempie przed oczami i znikały szybko w bezkresnym oceanie niecierpiących zwłoki spraw. Moje życie było rwącym potokiem, który podmywał spokojne brzegi mojej rodziny. Chaos i tempo życia przewróciły mnie na lewą stronę, wywirowały, jak pralka nastawione w niej pranie. Stałam się odwirowaną z najpiękniejszych uczuć i chwil, pogniecioną tempem życia matką - makatką, która zwątpiła w swoje wewnętrzne piękno.
Siedząc na kanapie z Małym przy boku, robię czapkę na drutach. Tak, mam czas na takie rzeczy! Wyrzuciłam za drzwi zabieganie. Mam czas na robienie pięknych makatek, serwetek, czapek, szalików, koszyczków i wielu innych rzeczy, które swym pięknem karmią oczy pełne miłości. Uwielbiam te swoje ręczne robótki, bo są to czynności, które mogę wykonywać jednocześnie z innymi. Mogę przy nich rozmawiać z bliskimi, być przy nich, słuchać ich, towarzyszyć dzieciom w odrabianiu lekcji, czy mężowi w wieczornym odpoczynku przy jego ulubionym filmie. I mogę być dobrą żoną i matką. Prawdziwą, która odnalazła na wszystko czas...
Długo zastanawiałam się, jak i gdzie szukać zgubionych momentów i chwil. Jak zorganizować życie, by czasu było więcej. Odpowiedź dał mi różaniec :) Cudowna modlitwa, która wymaga właśnie odnalezienia czasu... Zmęczona tempem życia i bezsilna sięgnęłam po piękny, bursztynowy różaniec, który dostałam kiedyś od męża. Początki były trudne, nieudolne. Później szło mi lepiej, bo modliłam się obierając ziemniaki, odkurzając i prasując. Odkryłam, że jest tak wiele czynności, które można wykonywać jednocześnie! Później modlitwa ta tak weszła mi w nawyk, że nawet nie wiem kiedy, zakochałam się w niej, a ona pokazała mi gdzie jest mój zgubiony czas... Na dodatek zaczęłam lubić wszystkie nudne domowe czynności. Przyszło też większe pragnienie modlitwy, ciszy i miłości. Zaczęłam rezygnować z rzeczy, które okazały się być do niczego nie potrzebne, przestałam robić wszystko na siłę, ograniczyłam życie do swoich pragnień, bez zadowalania publiczności.
Dziś mam czas, żeby tulić dziecko w chorobie, czytać mu książeczki i śpiewać. Nie oglądam telewizji, nie biegam po wyprzedażach w markowych sklepach, nie wożę dzieci na tysiące zajęć dodatkowych. Już nie płynę z prądem...
Papież Franciszek mówił do młodzieży, żeby zeszła z kanap. Ja mówię dziś do Was, drodzy zabiegani rodzice: jeśli Wasze życie nabrało zbyt dużego tempa, jeśli dopadła Was życiowa gorączka, to usiądźcie na kanapie. Usiądźcie i popatrzcie na to, co dla was najważniejsze. Pomyślcie z kubkiem gorącej herbaty w ręku o tych, których kochacie, popatrzcie na nich, posłuchajcie i pobądźcie z nimi, ze sobą...
Tu na kanapie dogania człowieka prawda, która czasem bardzo zaboli. Trzeba wtedy otulić się cierpliwością i przeczekać ten czas, jak jesienne przeziębienie. Gorączkę życia trzeba przebyć nawet na leżąco, pod grubą kołdrą Bożej Miłości. Zdrowe serce kocha mocniej, widzi więcej, czuje piękniej...
Moją gorączkę życia ostudził różaniec... Pomógł odnaleźć czas i nauczył kochać. Życzę i wam tego samego na czas październikowej słoty.
Ja bym chciała taki różaniec. A nawet z 3 ;)
OdpowiedzUsuńJa bym chciała taki różaniec. A nawet z 3 ;)
OdpowiedzUsuńZ wielką radością wyślę :) Proszę o adres, najlepiej w wiadomości na fb :)
Usuń