Pielgrzymka



Szóstego sierpnia wyszłam razem z rodziną z domu, by oddać serce Maryi. Nie wiedziałam wtedy, że oddając Jej mój najcenniejszy skarb, zyskam więcej niż mogłoby mi się przyśnić w najpiękniejszym śnie. Wróciłam tak zakochana, tak zachwycona Bożą obecnością, że po ludzku brakuje mi słów uwielbienia. 

Pierwsza w życiu pielgrzymka mojej sześcioosobowej rodziny była wielkim wyzwaniem, drogą której jeszcze nie znaliśmy, przynagleniem: "idźcie i głoście". Spakowani w dwie walizki, z namiotem kupionym w ostatniej chwili, w nowych butach i z małym wózkiem, w który wsadziliśmy naszego niespełna trzyletniego Małego, ruszyliśmy rodziną do Matki, nieświadomi trudu fizycznego i duchowego, który był przed nami.

Nie sposób opisać wrażeń towarzyszących wędrówce.  Nie jestem w stanie opowiedzieć o wzruszeniach, pięknych chwilach, ludziach, historiach życia, eucharystiach, konferencjach i uczuciach pielgrzymkowych. To trzeba przeżyć.  Wielu nas podziwiało, wielu mówiło o naszej odwadze pielgrzymowania rodzinnego. A ja dziś mówię: to nie odwaga, to nie chęć pokazania, że taki wysiłek jest do uniesienia, to MIŁOŚĆ Największa Ze Wszystkich szła w moich nowych sandałach. Bo jak wytłumaczyć to, że przeszłam bez żadnej kontuzji, bez bąbli i bólu fizycznego 200km, z małym dzieckiem w wózku, z trójką starszych narzekających na trud dzieci, w nowych butach, boso - bez skarpetek, miesiąc po operacji? Jak wytłumaczyć to, że mimo serca, w które z każdym krokiem wbijały się ciernie kłopotów, żalu, bólu i trosk, które obolałe wniosłam na Jasną Górę, potrafiłam unieść swą rękę do nieba i zaśpiewać z uwielbieniem: O NAJWYŻSZY!!! Tylko Miłość może dokonać takich rzeczy. 
Tylko TY, MATKO, możesz nas tej Miłości nauczyć. To Ty, Maryjo, zapraszasz nas na pielgrzymi szlak, byśmy idąc uczyli się wielbić Twojego Syna. Jestem przekonana, że każdy z nas szedł prosić Cię o jakąś łaskę, niósł swoją intencję, znosząc trud, a kłaniając się przed Twoim tronem uwielbiał Boga za to, że dotknął naszych serc, wlewając w nie miłość, przemieniając i uzdrawiając  nas.

Najpiękniejszym dniem mojego pielgrzymowania był piątek, marsz w ponad trzydziestostopniowym upale, głęboko przeżyta droga krzyżowa i różaniec rozważany w ciszy. Przy tajemnicy ukoronowania cierniem, realnie poczułam ból  serca, wróciło wiele zranień, o których nie mogłam zapomnieć... Przy tajemnicy dźwigania krzyża jedyny raz podczas pielgrzymki poczułam ciężar trudu drogi, którą pokonywałam tego dnia sama, za całą rodzinę. Przeżyłam moment zwątpienia, zabrakło mi wiary na ułamek sekundy. Serce pękało, ciężar krzyża przygniatał duchowo. A potem, przy ostatniej tajemnicy śmierci na krzyżu, nie umarłam, lecz narodziłam się, bo poczułam, jakby moje serce pocałował sam BÓG. Pocałował, przytulił, otarł łzy i wyszeptał: kocham was: takich utrudzonych, cierpiących, zmartwionych, pysznych, niepokornych, niecierpliwych, tchórzliwych, wątpiących, samotnych... Poczułam wtedy, że to dla tej Miłości warto żyć. Tylko Ta Miłość jest doskonała. Tylko z sercem wypełnionym Bogiem mogę wszystko. 

To nie odwaga powiodła mnie na szlak pielgrzymki. To Miłość, żywy Bóg, którego  widziałam każdego dnia przy mnie, w osobie każdego brata i siostry, w każdym geście, słowie, zdarzeniu. To Miłość budziła mnie bladym świtem, to On był w tych, którzy nalewali wrzątku do porannej kawy, w tych, którzy dzielili się chlebem, kanapką w drodze. To Miłość wypełniała butelki z wodą, które wkładał mi mąż na drogę do plecaka. To Ona - Boża Miłość - karmiła nas rękami utrudzonej służby gastronomicznej, strzegła oczami porządkowych, syciła duszę poprzez słowa kapłanów i eucharystię, opatrywała rany rękami służby sanitarnej, podnosiła na duchu śpiewem muzycznych. 

Zakochałam się. 
Po uszy, a może i jakoś więcej...
Jeden pocałunek, jedna sekunda, jedna pielgrzymka odmieniła na zawsze moje życie. 
Pragnę więcej, mocniej i lepiej... żyć , kochać, służyć i głosić chwałę. 
Jestem gotowa, o Najwyższy!

Komentarze

instagram

Copyright © Babskie Skarby