Puzzle życia




Wczoraj miałam urodziny. W południe udałam się do fotografa, na małą sesję zdjęciową. Super! Tylko  jakoś nie tego dnia... Uśmiech przychodził mi z trudem, wydawał się sztuczny, policzki bolały od wysilania się w  wyrazie zadowolenia. Nie chodzi mi o to, że nie byłam ucieszona pomysłem na zdjęcia, po prostu od jakiegoś czasu noszę w sobie dziwny, wewnętrzny smutek. Mimo, że w życiu na prawdę nie mam na co narzekać, że idę do przodu, mając wizję prostowania swojej drogi, z jasnym planem na przyszłość, gdzieś w sercu noszę jakąś posępność, coś co mnie zasmuca i boli. Mimo życia, w którym wszystko zaczyna się rozjaśniać i daje spełnienie i zadowolenie, jest coś, czego brakuje. Znacie to uczucie, kiedy układając puzzle zostaje ostatni kawałek, wkładacie go we właściwe miejsce i mówicie: łał! zadowoleni z efektu swojej pracy i zachwyceni obrazem, który ujrzeliście? Ja czuję się, jakbym ciągle wkładała kawałek nie od tej układanki... Niby pasuje kształtem, ale to nie ten... Mimo zadowolenia z całego mojego wysiłku układania pojedynczych dni w całość mojego życia, boleśnie odczuwam jakiś niedosyt, brak, niecierpliwość. Może to jesień tak działa? A może to jakaś tajemnica, której bez pomocy Najwyższego sama nie odgadnę...

Szłam główną ulicą miasta, wracając z sesji. Głowę miałam zaprzątniętą myślami, w sercu niosłam melancholię i jakieś udręczenie brakiem odpowiedzi na pytania duszy. Słońce świeciło przyjemnie, a jesień przypomniała o sobie babim latem, które poczułam na swoim policzku.  Ktoś złapał mnie za rękę, mówiąc przez łzy: "Przepraszam, nie ma pani na chleb?" Ja z  pajęczyną na policzku, ona ze łzą cierpienia. Starsza pani, nawet schludnie, choć staromodnie ubrana... bezdomna. Ja w moim pięknym białym płaszczyku, ona w płaszczu pamiętającym moje dzieciństwo. Ja z niedosytem duszy, ona z niedosytem ciała... Stałam tak przez chwilę, patrząc w jej smutne, załzawione oczy, nad nami świeciło to samo jesienne słońce. Boleśnie zapiekło coś w sercu... Zakleiłam ten żal opatrunkiem z napisem bądź dobra jak chleb... 

Szłam główną ulicą miasta, wracając z sesji...  Smutek duszy wyleczyłam miłością.

Wyzwanie - PRAWDA








Prawda zdejmuje ludziom maski z twarzy. Prawda ujawnia piękno, wyzwala...

Chodzimy różnymi ścieżkami. Dokonujemy wyborów, podejmujemy decyzje budujące drogę, którą kroczymy przez życie.  Zastanawiałam się ostatnio, dlaczego moja droga zamiast być prostą, szeroką i elegancką promenadą, jest wąską ścieżyną wiodącą przez trudny do pokonania teren. Wiele zakrętów, serpentyn, stromizn... Często miałam wrażenie, że taka droga zaraz się skończy jakąś przepaścią, bo nie widziałam, co kryje się za kolejnym życiowym zakrętem. Skoro tak wiele tych wiraży, pomyślałam, to znak, że idę pod górę, bez widocznego celu, przez ciemne zakamarki pełne zarośli i krzaków, przez które trzeba się sprytnie przeciskać, idąc dalej, poraniona często cierniami, podrapana  gałęziami i zmęczona... O tak, zmęczenie daje w kość! Wtedy najłatwiej zrezygnować z życiowego marszu. Ilu z nas wybiera wtedy rezygnację, wraca na życiową kanapę, przykrywa się ciepłym kocykiem i siada przed ekranem telewizora czy monitorem komputera? Wielu! Popatrz na świat wokół Ciebie... Oczy wpatrzone w miliony monitorów, serca karmione iluzją, kłamstwem. Sztuczne, miłe ciepełko. Wygoda i luksus. 

Wielu z nas siedzi, ja wciąż idę... Siedzę  teraz właściwie na małej polanie. Odpoczywam po przedzieraniu się przez życiowe chaszcze, opatruję mniejsze i większe skaleczenia. Odzyskuję oddech. Ciepło mi tu i dobrze... Na mojej polanie świeci Słońce. I przyszło mi do głowy, że musi istnieć taka życiowa ścieżka, która, choć wiedzie pod górę, to jest widna, prosta i bezpieczna. Taka, po której idąc, choćby nocą, będę widziała jasną gwiazdę, wskazującą drogę... Jest taka droga. To droga prawdy i uczciwości.



Rozmawiałam ostatnio z kimś o takiej drodze. Podobno wcale się nie opłaca. Idąc nią, doskonale cię widać, nie możesz założyć wygodnej maski, udawać ani kłamać. Jak zdejmiesz swój kamuflaż, to zawsze skopią ci tyłek, bo taki jest świat, takie jest życie... Czy na pewno? Warto, czy nie warto?



Ruszam dziś w drogę. Wybrałam tą, po której się podobno iść nie opłaca. A jeśli? Jeśli Adam i Ewa byliby uczciwi, nie skończyliby zawstydzeni w krzakach, przestraszeni, zalęknieni i niepewni. Ja wierzę mocno w to, że na końcu mojego wędrowania znajdę swoją rajską oazę. Jeśli Bóg jest Światłością, to niemożliwe jest, by idąc tą drogą wpaść w przepaść, której nie będzie wcześniej wyraźnie  widać. Jeśli Bóg jest Drogą i Prawdą, to wybieram ten szlak, by znaleźć Życie. Prawdziwe życie. Z pięknymi widokami.

Podjęłam  wczoraj wyzwanie. Od dziś będę żyła w prawdzie, uczciwie - bez kłamstwa, kombinowania i oszukiwania siebie i innych, bez maski i kamuflażu.  Czy tak się da? Czy jest to możliwe? Chcę sprawdzić, czy w dzisiejszym świecie prawda faktycznie się nie opłaca.

Rzucam to wyzwanie Wam wszystkim. Nikogo nie nominuję. Zbieram chętnych. Masz tyle odwagi by zrobić to ze mną?

Najbardziej cieszę się z tego, że ruszam z Panem Bogiem w sercu, spokojna, że On mnie strzeże, czuwa nade mną i jest moim cieniem...
Jeśli ktoś myśli, że będzie to dla mnie łatwe zadanie, to jest w wielkim błędzie. Wiem, że moje życie czeka wielka rewolucja. WIELKA! 
 
 
 

Photo by Brooke Cagle on Unsplash






Idzie jesień...



Dzieci wróciły do szkoły, niebo codziennie  płacze deszczem, jakby tęskniło za powoli odchodzącym latem. Do południa w moim domu panuje cisza, czas jakby wolniej płynie, by od południa nabrać tępa. Krzątam się w tej swojej codzienności z głową pełną myśli. Jeszcze nie oswoiłam się z tą poranną samotnością wśród czterech ścian. Serce tęskni za ogrodową przestrzenią, ciepłem słońca, bogactwem kolorów, dźwięków i pięknych doznań... W cieplejszych ubraniach  jakby zbyt ciasno. Poranki pełne  są mgły, która stopniowo podnosi się i ukazuje coraz wyraźniejszy widok za oknem.

W moim sercu też jakby mgła, na którą składa się dziwny natłok myśli, obaw i niepokoju. Chciałabym widzieć już jaśniej i wyraźniej. Jestem niecierpliwa. Nie lubię okresów pomiędzy.  Pomiędzy latem a jesienią, pomiędzy oczekiwaniem a rzeczywistością, pewnością a niepewnością, pustką a pełnią. Taki czas niepewności, niedosytu, niewiadomej trochę mnie rozdrażnia, bo trzeba być na wszystko gotowym. Nie wiadomo, co odsłoni mgła, czy jesienne słońce, pełne jeszcze ciepła i rozświetlające  nowe, przyjemne i zachwycające barwy, czy deszcz i słotę, którą trzeba pokochać, żeby nie być wciąż zawiedzionym.

Na kuchence gotują się pomidory. Mimo ponurej pogody, cudnie pachnie latem. Będzie przecier. Czerwony, słodki, pełen wspomnień słonecznych dni, radości, jaką miałam pielęgnując pomidorowe krzaczki. Zamykam słoiki i już dziś wiem, że usłyszę: "mamo, pyszna ta zupa z naszych pomidorów, dobrze, że robisz przetwory!"
Wbrew wszechobecnej nowoczesności otaczającego nas świata, pędowi za luksusem, na który ciężko pracujemy tracąc swoje siły i czas, ja trwam i odnajduję się w świecie staromodnych przetworów, ręcznych robótek, reperowania staroci i robienia czegoś z niczego. Mam nadzieję, że dom, który tworzę dla moich bliskich, jego atmosfera i zwyczaje będą kiedyś  dla moich dzieci jak te dzisiejsze słoiki pachnących pomidorów. Marzę o tym, że kiedy dorosną i staną pośród niepewności życiowych jakby we mgle, otworzą  ich wieczka i wypełnią swoje serca słodyczą i zapachem tego, w co wkładam całe swoje życie. Wierzę, że będzie to aromat i smak miłości, który rozleje się w ich pamięci i rozjaśni ponure dni i chwile pełne słotnych myśli, wskaże właściwą drogę. Chciałabym, żeby byli dumni z tego, że dorastali w domu, gdzie "pomidory" rosły zawsze na wyciągnięcie ręki...

Naklejam na słoiki etykietki z datą i nazwą.  Mimo, że pomidorowe krzaczki  na grządkach wyglądają dziś już marnie, zbiory są zadowalające. Mam nadzieję, że ten rok zachowamy w pamięci jako równie obfity. Jestem szczęśliwa i zadowolona, bo spiżarnia mojego serca jest już solidnie wypełniona dobrymi wspomnieniami wspólnych chwil.  W tym roku najbardziej cieszą mnie owoce letnich wyjazdów oazowych dzieci i naszej pierwszej, wspólnej pielgrzymki. Owoce są szczególnie cenne, bo zatopione w wyjątkowej zalewie, której najważniejszym składnikiem jest słodycz Bożej Miłości.

instagram

Copyright © Babskie Skarby