Lili, lili, laj...

Siedząc dziś przy świątecznym stole z bliskimi, myślałam o tym, jak wyglądałby ten czas, gdyby zamiast stołu pełnego jedzenia, na środku pokoju stanął żłóbek z maleńkim Jezusem. Bóg pośród nas. Miłość wypełniająca wszystko wokół, ciepło i niewinność...
Jako matka czwórki dzieci z trudem powstrzymałam wzruszenie. Przed oczami miałam od razu pierwsze chwile z każdym moim maleństwem w ramionach. Matczyny zachwyt , ojcowska troska i skarb najcenniejszy, owinięty w pieluszki, kwilący cichutko... Zakochanie od pierwszego wejrzenia, morze uwolnionej z serca czułości, delikatności, subtelny zapach niezapomnianej chwili. Bliskość tak inna od każdej, znanej dotąd. Pieszczotliwe westchnienia wypełnione wzruszeniem duszy. Ciche sam na sam w objęciach niezmierzonej tkliwości, rozczulenie, uwielbienie... Żaden najdrobniejszy gest, żadna minka maleństwa, nie umknęła wtedy naszej uwadze. Przedziwna koncentracja miłości na jednej, maleńkiej osóbce tulonej w ramionach. Łzy szczęścia, cicho szeptane słowa, fascynacja... Za każdym razem, kiedy na świat przychodziło nasze kolejne dziecko, myślałam, że tak wygląda pełnia szczęścia i miłości.
Dziś, myśląc o maleńkim Jezusie w żłóbku, poczułam, że jest coś więcej, niż szczęście z moich wspomnień, bo On jest Miłością doskonałą.  Dotarło do mnie, że otwierając się na Boga, chcąc Jego obecności całym sercem, świat wokół nagle diametralnie się zmienia. ON przychodzi naprawdę. Jest prawdziwie, tu i teraz.W Jego obecności wszystko staje się niezmierzalne, wypowiedzianym słowom nagle brakuje mocy, uczucia nabierają niespotykanej głębi, brakuje łez, by wylać z siebie ogrom wzruszenia, zachwyt staje się uniesieniem pełnym żaru, płonącym ogniem niespotykanej namiętności.
Wielka to tajemnica... Bóg - Człowiek pośród nas. Maleńki i bezbronny, a jednocześnie tak wielki i mocny. Jasność w ciemnościach naszego życia, światło rozpraszające mrok.

Podchodzę do żłóbka, drogi Jezu... Nieśmiało i delikatnie biorę Cię dziś w ramiona. Rozpływam się w zachwycie, wzruszona, cicho śpiewam lili, lili laj... Dotykasz mego serca, Panie, swoją maleńką rączką, poruszasz je do głębi, olśniewasz i oszałamiasz bez reszty.
Lulajże, Jezuniu, moja perełko...

Laboratorium ciepła




Bardzo lubię przedświąteczny czas. Adwent jest dla mnie pełen ciepła i światła, mimo,że za oknami zimny grudzień. Zanurzam się, w jakiś szczególnie przyjemny  dla mnie sposób, w szarym trudzie, jak Maryja wyczekuję narodzenia Miłości.

Patrzę na nieposprzątany dom, myślę o porządkach w garderobie, kilometrach nieumytych okien i nieupranych firanek. Kalkuluję, planuję, obmyślam plan... Siadam na chwilę z ciepłą herbatą w ręku i tak sobie myślę, że kocham ten mój dom w nieładzie. Jest w nim tyle życia. Z każdego kąta wygląda jakaś piękna chwila. Stół przede mną wygląda strasznie dla kogoś, kto nie siedział przy nim przez ostatnie tygodnie. Dla mnie jest wspomnieniem radości, która towarzyszyła przy malowaniu setek pierników. Do teraz ozdobiony jest śladami kolorowego lukru. Tu i tam błyszczy brokat, który nie pozwala zapomnieć ozdabiania bombek, które co roku malujemy z dziećmi. Resztki kleju i plamy z farb śmieją się wesoło, przede mną na podłodze kilka koralików, które odpadły z plecionych z papieru choinek. Dopijam herbatę i szoruję stół. Zdejmuję firanki i z lekkim zdziwieniem czuję w nich zapach siana. Niedawno szykowaliśmy w naszym domu kiermasz świąteczny dla naszej parafii. Niezapomniany czas spotkań, miły gwar, pracowite ręce wielu osób, które chciały pomóc innym. Grupka dzieci pakowała sianko na wigilijny stół. Jeszcze nigdy nie miałam w domu tak uroczego bałaganu. Źdźbła trawy leżały dosłownie wszędzie, nad nami unosił się zapach stajenki. Oczy dzieciaków błyszczały radością. Salon i kuchnia zamieniły się w fabrykę choinek, stroików, bombek i aniołków. Zaraz potem stały się domową wytwórnią lukru piernikowego, który ozdobił słodkie, piernikowe, cudne chatki. Magiczny czas. Tym pachnie mi właśnie adwent. Dla mnie to czas otwartych drzwi mojego domu, spotkań i rozmów do rana,  pracy ofiarowanej dla innych, potrzebujących wsparcia. Czas wspólnoty serc, chwil, bycia ze sobą, zaangażowania we wrażliwość, którą tak często ostatnio chowamy w kąt. To właśnie ta wrażliwość serc zamieniła mój dom w laboratorium talentów. Rozłożyła tu wielu na czynniki pierwsze, tworząc związki trwałej przyjaźni, więzi pachnące dobrem, ogniwa miłości. Jak tu teraz posprzątać? Może otworzę drzwi jeszcze szerzej, by wpadło nowe, świeże powietrze, pełne pomysłów na Boże Narodzenie.

Nie chcę biec teraz z tłumem po świąteczne zakupy. Nie chcę wpaść w szalony wir sprzątania i nerwowych przygotowań świątecznych. Chcę być mamą zanurzoną w codzienności tego, co ważne. Nie wyobrażam sobie moich dzieci bez iskierek radości w oczach, kiedy zapalają roratni lampion, bez uśmiechu i ekscytacji maleńkim płomykiem świecy. Marzę o tym żeby Światło rozpraszające mrok było dla nich ważniejsze, niż kolorowe iluminacje świąteczne w marketach.  Chcę być żoną, która bardziej niż o siebie, dba o to, by mąż był ogrzany domowym ciepłem, bijącym od rodzinnego ogniska.

Może mój dom nie będzie w tym roku wysprzątany na wysoki połysk... Może lepiej, żeby pozostał skromną stajenką z szeroko otwartymi drzwiami, pachnącą trzódką, w której zabłyśnie najjaśniejsze światło Bożej, nowonarodzonej Miłości.

Photo by Aliona Gumeniuk on Unsplash


instagram

Copyright © Babskie Skarby